Zostały tylko zgliszcza

Beata Cichecka
Opuszczone schronisko na Górze Chrobrego w Głuchołazach wygląda jak po eksplozji. Właściciel nie interesuje się nim od 1996 roku i unika kontaktu z władzami gminy.

Stylowy domek z wieżą widokową, licznie odwiedzany niegdyś przez mieszkańców i turystów, którzy lubili wstępować tam na kawę i na piwo, nie miał szczęścia do gospodarzy. W ciągu minionego dziesięciolecia kolejni dzierżawcy zamienili go w kompletną ruinę. Obrazu klęski dopełnił ostatni właściciel.
Krajobraz po dzierżawie
Do 1945 roku ze schroniska na Górze Chrobrego utrzymywało się dwóch właścicieli. Kiedy jeden z nich w 1993 roku odwiedził Głuchołazy i zobaczył swoją dawną własność, omal nie dostał zawału. Zastał tam bowiem smętną ruderę bez dachu, drzwi i okien, sterczące z brudnych ścian pordzewiałe haki, walające się w gruzowisku i śmieciach resztki boazerii i futryn.
- Jak sam tam wtedy wszedłem, to też się załamałem - wspomina Jan Szawdylas, burmistrz Głuchołaz. - Schronisko wyglądało dokładnie tak, jak po zakończeniu wojny. A przecież nie eksplodowała w nim bomba...
W latach siedemdziesiątych Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Turystyki wspólnie z Powiatowym Ośrodkiem Sportu i Turystyki w Nysie przeprowadziło kapitalny remont tego budynku. Do końca lat osiemdziesiątych schronisko było jeszcze w dobrym stanie. Problemy z jego utrzymaniem zaczęły się w 1990 r., kiedy to Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Turystyki w Opolu przekazało go gminie razem z hotelem "Sudety" i basenem kąpielowym przy restauracji "Leśna".
Nie wiadomo, dlaczego WPT pozbyło się tego obiektu. Może jego prowadzenie było nieopłacalne, a może stał on zbyt daleko od Opola. W każdym razie zabrakło w Głuchołazach dobrego gospodarza.
Samorząd od razu wydzierżawił schronisko. Najpierw zaopiekował się nim mieszkaniec Opola, a po nim dwuosobowa spółka cywilna "Anakonda", założona przez dwóch panów - z Głuchołaz i z Opola. Mieszkańcy Głuchołaz do dziś zachodzą w głowę, po co kolejni dzierżawcy łakomili się na ten budynek, skoro nie prowadzili w nim żadnej działalności. - Obiekt stał nieczynny i niszczał - irytują się mieszkańcy. - Żeby chociaż herbatę dla turystów chciało się komuś parzyć. Ale gdzie tam. Żaden z najemców nic nie zrobił.
Wkrótce niepilnowane przez nikogo, opuszczone schronisko stało się oazą dla różnego elementu, który dewastował wszystko, co wpadło mu w ręce. Wandale wybijali okna, rąbali drzwi, cięli na paski znajdującą się wewnątrz pościel i łamali wyposażenie. Zniszczyli nawet napowietrzną linię energetyczną i sieć wodociągową. Ludzie wspominają też, jak jeden z dozorców rozniecał ognisko stolarką drzwiową i okienną. Samorząd lokalny tymczasem bezradnie przyglądał się gospodarce rabunkowej.
Burmistrz Jan Szawdylas dziwi się, że nikogo wówczas nie pociągnięto za to do odpowiedzialności karnej. Może przymykano oko, bo jednym z dzierżawców był syn ówczesnego burmistrza...
Kiedy wreszcie postanowiono odebrać obiekt spółce, która na domiar złego zalegała z opłatami, ta nie chciała go oddać. Dopiero po dwóch procesach w Sądzie Gospodarczym w Opolu w samą Wigilię 1993 roku zdała gminie nieszczęsne schronisko. Dzierżawcy nie przywrócili go do stanu używalności, a za dewastację obwinili samorząd, który nie chciał im sprzedać obiektu. Ponieważ nie mogli dogadać się z władzami gminy, opuścili budynek, bo nie chcieli inwestować milionów w cudzą własność. Samorząd, który o tym wiedział, mógł - jak podkreślali - oddelegować na Górę Chrobrego swojego stróża.
Odskocznia od Śląska
Przez cały 1994 rok szukano chętnych do wzięcia schroniska. Po kilku bezskutecznych przetargach samorząd zaczął sukcesywnie obniżać cenę, aż zszedł z 36,5 tys. złotych do 5 tysięcy. Mimo to nie było amatorów. Nawet oferta zaprezentowana na targach gospodarczych "Inwest City" nie przyniosła żadnych efektów. Dopiero 27.07.1995 r. znalazł się kupiec. Schronisko w stanie kompletnej ruiny zostało sprzedane razem z 17,78 arami gruntu spółce "Robud" z Knurowa koło Gliwic. Oddano je za symboliczne 3 tysiące złotych, by odciążyć własny budżet od wydatków na jego remont i prowadzenie.
- Biznesu gmina na tym by nie zrobiła, a poza tym samorządom wolno było prowadzić działalność gospodarczą tylko do końca 1995 - wyjaśnił Jan Szawdylas. - Zresztą Głuchołaz nie stać było na wydanie kilku milionów, bo tyle właśnie trzeba było przeznaczyć na odbudowę schroniska.
Nowy właściciel zamierzał zainwestować w obiekt milion złotych. Roboty planował rozpocząć od budowy drogi dojazdowej, która została całkiem wypłukana przez wodę, od doprowadzenia prądu i wody na szczyt, co pociągało za sobą konieczność odbudowy wodociągu, linii energetycznej i całej instalacji elektrycznej.
Jak poinformował reporterkę "NTO" w marcu 1996 r., gmina zastrzegła przy przetargu, że te trzy rzeczy nie są objęte nawet częściowym roszczeniem. - Nie kupiłem tego schroniska po to, by zbić na nim fortunę, ale dla rekreacji, także własnej - mówił wówczas Ryszard Czoik. - Chcę mieć odskocznię od codzienności, biznesu i Śląska. Planuję otworzyć tu punkt turystyczny, w którym każdy będzie mógł napić się herbaty, kawy, odpocząć i popatrzeć z wieży widokowej. Owszem, liczę na pewne dochody z działalności rekreacyjnej, którą zamierzam połączyć ze szkoleniami, na przykład w zakresie marketingu, z kompleksowymi badaniami lekarskimi, jakie chciałbym tu oferować w porozumieniu z głuchołaskim szpitalem. Miejsca noclegowe przewiduję tylko dla tych, którzy będą na Górę Chrobrego przyjeżdżać na dłużej.
Remont planował zakończyć jesienią 1997 r. Nigdy go jednak nie rozpoczął.
Podejrzany pożar
23 września 1996 roku ktoś puścił schronisko z dymem.
Właścicielka położonego u stóp Góry Chrobrego pensjonatu "Zacisze II", Halina Zielińska, dobrze zapamiętała ten pożar. Akurat gościła u niej policja z pięciu województw, która przyjechała na kilkudniowe szkolenie przewodniczących związków zawodowych. - Wszyscy wyszli wtedy na taras i patrzyli na walący znad lasu dym - relacjonowała po fakcie. - Najdziwniejsze było wtedy to, że w Głuchołazach lało od tygodnia, a błoto było takie, że strażacy nie mogli tam dojechać. Dwa traktory musiały wciągać na górę wóz strażacki. Na górze siedział ponoć stróż, tylko Bóg jeden wie, czego on tam pilnował. Gdyby nie ten deszcz, to spłonąłby i las.
Głuchołaska policja, która badała sprawę podejrzanego pożaru, umorzyła w końcu postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy.
Od 1996 r. Zarząd Miejski Głuchołaz wielokrotnie wysyłał do Knurowa upomnienia, ponaglenia i listy z prośbą o kontakt, na które spółka "Robud" nie odpowiedziała do dziś. Być może nabywca przeliczył się z kosztami remontu - spekulowano. - Wiele osób zaniechało w Głuchołazach inwestycji, bo trudno jest tu zarobić na indywidualnej turystyce. Większość dużych obiektów jest tak zdekapitalizowana, że wymaga ogromnych nakładów finansowych.
Nie wiadomo, czym tłumaczyć kompletny brak zainteresowania ze strony właściciela losem walącego się schroniska, którego stan zagraża bezpieczeństwu chodzących po zgliszczach turystów i dzieci.
Właściciel milczy
- Jesteśmy bezsilni - ubolewa burmistrz Jan Szawdylas. - Jako gmina nie możemy budować i prowadzić schroniska. A ten obiekt jest prywatny. Kilkakrotnie stawialiśmy tam tablice ostrzegawcze, ale wciąż nie wiadomo, gdzie znikają. Trudno ich upilnować w lesie. Wielokrotnie dzwoniliśmy do właściciela budynku, niestety, bez żadnego efektu. Przez kilka lat nie zdołaliśmy nawiązać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Podatek co prawda płaci na bieżąco, ale jest to symboliczna kwota za sam grunt, wynosząca zaledwie 140 złotych rocznie. Gdyby znalazł się jakiś chętny inwestor, podjęlibyśmy pertraktacje z właścicielem spalonego schroniska bądź wystąpilibyśmy na drogę sądową. Szukając kontaktu z firmą "Robud", uzyskaliśmy niedawno informację z rejestru sądowego, iż zmieniła ona nazwę na "Delbud". 14 grudnia wysłaliśmy do tej spółki pismo z zapytaniem, jakie plany ma właściciel względem tego budynku, dając mu 14 dni na odpowiedź. Chcemy, żeby wypowiedział się, co z tym fantem zamierza zrobić. Na razie jednak nic do nas od niego nie wpłynęło.
Reporterce "NTO" również nie udało się skontaktować z firmą "Dolbud", gdzie przez kilka dni nikt nie odbierał telefonu. Pod dawnym numerem domowym właściciela schroniska na Górze Chrobrego natomiast zgłaszała się... kręgielnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska