Zatruty bielik szczęśliwie wydobrzał. Mógł zachorować przez ludzkie niedbalstwo

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Kilkanaście dni temu w lesie pod Opolem spacerowicz znalazł bielika w stanie agonalnym.
Kilkanaście dni temu w lesie pod Opolem spacerowicz znalazł bielika w stanie agonalnym. Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi"
Bielik, którego znaleziono w lesie pod Opolem w stanie agonalnym, mógł się zatruć z powodu niedbalstwa myśliwych. Po zakończeniu leczenia wrócił na miejsce żerowania, gdzie znajdował się dół z truchłem zwierząt.

Kilkanaście dni temu w lesie pod Opolem znaleziono dwa bieliki. Jeden był w stanie agonalnym, a drugi już nie żył.
Żywy ptak trafił pod opiekę Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi”.

To osobnik dorosły, powyżej 3 lat. Nie był wcześniej zaobrączkowany, więc trudno dokładnie określić wieku, ale jego ubarwienie - jasna głowa, żółty dziób, biały ogon - świadczą o tym, że jest to jest ptak dorosły.

- Przeszedł szereg badań. Wykazały one, że ma on uszkodzoną wątrobę co może wskazywać na zatrucie – mówiła wówczas nto Marta Węgrzyn, założycielka fundacji „Avi”.

Bielik miał też niedowład kończyn miednicznych i liczne rany na nogach, które powstały prawdopodobnie w wyniku ataków innych zwierząt w czasie, kiedy nie był już w stanie się obronić.

- Po zakończonym leczeniu, gdy już wyniki krwi i samopoczucie pacjenta były idealne, przyjechał ornitolog, by zaobrączkować ptaka – relacjonuje Marta Węgrzyn. - To rutynowa procedura. Dodatkowo miał możliwość i pozwolenie, by wyposażyć bielika w nadajnik GPS.

Dzięki sygnałowi z nadajnika pani Marta śledzi poczynania swego podopiecznego. Co ciekawe, pierwsze co zrobił na wolność, to poleciał w stronę Kluczborka i „zaszył się” w lesie w okolicach Osi.

- Siedział tam trzy dni. Było to niepokojące. Mogło świadczyć o tym, że albo ma tam gniazdo, albo że coś się złego stało – tłumaczy założycielka „Avi”. - Nie jest normalne, że bielik siedzi w gęstym lesie i przemieszcza się tylko kilkadziesiąt metrów.

Marta Węgrzyn pojechałam na miejsce sprawdzić, co się wydarzyło.

- Przeszukując las, ptaka nie znalazłam, ale jego odchody i duży dół z odpadami zwierzęcymi – opowiada. – Znajdował się tam jeden szkielet, były skóry, widziałam nogę i futro lisa, a także żołądki prawdopodobnie dużych przeżuwaczy, typu jelenie. Szczątki były w skrajnym stanie rozkładu. Nie było szans, by to nie zaszkodziło podczas konsumpcji nawet dzikiemu zwierzęciu.

Przyrodniczka sprawę zgłosiła w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Kluczborku oraz w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

- My z kolei zawiadomiliśmy koło łowieckie, które administruje tym terenem i myśliwi w bardzo krótkim czasie posprzątali tam – tłumaczy Rafał Gnot, powiatowy lekarz weterynarii w Kluczborku.

Rafał Gnot wyjaśnia, że myśliwi mają prawo zostawić w lesie patrochy, czyli niejadalne wnętrzności upolowanych zwierząt, ale powinni je starannie zasypać ziemią.

- W tym przypadku mogło zdarzyć się tak, że zostały zakopane zbyt płytko i ponownie wydobyte przez zwierzęta padlinożerne, takie chociażby jak kruki czy listy, a następnie zjedzone przez bielika – mówi powiatowy lekarz weterynarii.

Jednocześnie Rafał Gnot powątpiewa, że ptak zatruł się od spożycia samych patrochów. Bielikowi mogły zaszkodzić środki używane przez myśliwych do dezynfekcji w związku z zabezpieczeniem przez afrykańskim pomorem świń, które w jakiś sposób przedostały się na jego pożywienie.

- Nie dowiemy się, co się tak naprawdę stało. Nie upieram się, że zatruł się akurat tym truchłem. Dla mnie zastanawiające jest to, że po wypuszczeniu z ośrodka ptak wiedział, gdzie i po co leci – mówi Marta Węgrzyn. – Wróciwszy na to samo miejsce, konsumował pozostałości z tego właśnie dołu. Można to wywnioskować po nadajniku GPS, bo siedział właśnie nad tą dziurą. Były tam też widoczne ślady jego kału. Z uwagi na to, że długi czas był na leczeniu, a zawartość dołu uległa rozkładowi całkowitemu, więc już dużo nie zjadł i tym razem nie skończyło się ostrym zatruciem.

Wiadomo, że bielik już opuścił las w okolicy Osi. Teraz przebywa na pograniczu województw dolnośląskiego i wielkopolskiego, gdzie żeruje na stawach rybnych.

Trudno powiedzieć, jaka była przyczyna śmierci drugiego ze znalezionych ptaków.

- Ciało zostało zabrane na sekcję. Był w stanie rozkładu. Zdaniem lekarza weterynarii musiał co najmniej tydzień leżeć w lesie - informuje Marta Węgrzyn. - Miał pękniętą czaszkę, bardzo duże braki w lotkach na skrzydłach. To są charakterystyczne obrażenia podczas godowych walk bielików o gniazdo. W okresie luty-marzec tłuką niesamowicie i to są bardzo brutalne walki. Żeby wyrwać lotkę ze skrzydła, to musi być przepotężna siła.

Co roku pod opiekę ośrodka trafia kilka bielików. Niektóre z nich są ofiarami trutek, którymi ludzie walczą np. z lisami.

- Takie zdarzenie miało miejsce na przykład w ubiegłym roku pod Brzegiem - przypomina przyrodniczka. - Zostały tam zabezpieczone niezbite dowody na to, m.in. lis natarty trutką na gryzonie, co wyszło na jaw w badaniach toksykologicznych. Podobna sytuacja była w okolicy Głubczyc.

Jak podkreśla Dariusz Anderwald z Komitetu Ochrony Orłów, bieliki są w dużym stopniu padlinożercami, którym zdarza się zjadać zatrute listy, kury itp.

- W rezultacie mamy takie sytuacje rok w rok, że gdzieś kilka bielików w jednym miejscu, i myszołowów, i kruków ulega zatruciu i tam są znajdowane martwe - tłumaczy ekspert. - Jeśli bielik zje niewiele takiego zatrutego pokarmu, jest szansa, że po płukaniu żołądka, leczeniu w ośrodku, wydobrzeje. Pamiętam taki przypadek. To ptak, którego obrączkowałem w centralnej Polsce w 2019 roku. W 2022 roku został znaleziony zatruty na Opolszczyźnie. Był w ośrodku "Avi", po leczeniu został wyposażony w nadajnik GPS. A teraz po dwóch latach na granicy opolskiego i łódzkiego przystąpił do lęgu.

Ogólnie bieliki w Polsce mają się dobrze, a ich liczba wzrasta.

- Szacujemy, że obecnie w naszym kraju żyje około 1400-1900 par tych ptaków. Najwięcej jest ich na Pomorzu Zachodnim, a także na Warmii i Mazurach - mówi Dariusz Anderwald. - Bielik jest gatunkiem plastycznym ekologicznie, mocno przyzwyczaił się do człowieka. Poluje na stawach hodowlanych, gnieździ się coraz częściej na otwartych przestrzeniach, nawet śródpolne bieliki się trafiają.

Jedynym zagrożeniem jest dla niego działalność człowieka. Pada nie tylko ofiarą trutek, ale także sporo ptaków ginie po zderzeniu z liniami energetycznymi czy wiatrakami.

- Na szczęście nie ma już przypadków strzelania do bielików, jak było jeszcze 20 lat temu - mówi Dariusz Anderwald. - To efekt edukacji społeczeństwa, że to jest orzeł, gatunek herbowy i do tego się nie strzela.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska